Tuesday, March 16, 2010

Czekając na lekarza w prosto i staroświecko urządzonym gabinecie, z sięgającym do sufitu fikusem, oknem wychodzącym na ogród i olbrzymim czekoladowym zającem, skoncentrowałam się na zieleni za oknem i niemyśleniu o niczym.
Kolejny tydzień choroby, nowy antybiotyk, bezsenne noce.
I cisza we mnie, która trwa od momentu gdy na pożegnanie przytulam mojego ojca, obiecując mu czekoladę i ciastka w piątek rano. Jeszcze tylko przypomnienie, że nie powinien ściągać rurek doprowadzających tlen i uciekam, uciekam z budynku i jak najdalej od siebie, by choć na moment zapomnieć o widoku jego coraz chudszego, zmęczonego ciała, o świadomości że umiera, dzięki bogom na razie bezboleśnie...

Na dziś, jutro, na nie wiem ile, uciekłam w głąb siebie i zatrzasnęłam drzwi. Z tym naprawdę nie umiem sobie poradzić.

Saturday, March 6, 2010


Eigentlich wollte ich heute bügeln. Ich schiebe es schon seit Wochen vor mich hin und versuche blind zu werden, um diese Häufchen Elend in der Ecke nicht zu sehen. Ich mag es nicht zu bügeln. Eigentlich habe ich heute eine sehr gute Ausrede – ich bin krank, und kranke Menschen sollen nicht arbeiten. Anderseits aber muss ich am Montag wieder arbeiten und da soll ich was anhaben… Und morgen muss ich mich auf meine Präsentation vorbereiten... (vor sich hin grübbeln...)

Ich glaube fest, dass ich nicht für Arbeit geschaffen wurde. Ich sollte einfach liegen, Bücher lesen, duften und mich verwöhnen lassen.

(Ich weiß nur nicht warum wenn ich so was sage lacht mein Mann laut. Als hätte ich einen Witz erzählt. Der soll aufpassen!)

Update um 22:56 
Ha! Doch gebügelt! Und dazu noch die Küche aufgeräumt. Ich bin sehr sehr stolz auf mich :)